Rozwód czy separacja
Opublikowano: 12 lutego 2024Stosunkowo często klienci zadają pytania o separację. Głównie o to, czy udzielenie rozwodu wymaga separacji albo czy separacja nie byłaby dobrym wstępem do rozwodu. Wiele osób myli faktyczną separację (czyli życie osobno) z instytucją prawa.
Zacznę zatem od końca – separacja funkcjonuje w języku prawniczym jako faktyczny stan definiujący rozstanie stron, bez względu na jego przyczyny i trwałość. W tym znaczeniu można używać zamiennie pojęć separacja, rozstanie, rozejście się czy wręcz dosłownie wyprowadzka. Natomiast prawo rodzinne posługuje się też pojęciem separacji jako specyficznego uregulowania sytuacji prawnej małżonków – obok i zamiast rozwodu. Praktyczna różnica pomiędzy separacją a rozwodem jest jedna: rozwód trwale i na zawsze kończy małżeństwo, a separacja – nie.
Generalnie rozwiązanie prawne w postaci separacji stworzono trzydzieści lat temu głównie z myślą o osobach wierzących, które jakkolwiek nie mogą już żyć ze sobą, to nie chcą w świetle prawa się rozwodzić. Tak jakby niejako dorównać zasadom prawa kanonicznego, w którym rozwód jest niedopuszczalny, a jedyna dopuszczalna forma zakończenia związku (poza naturalną, czyli śmiercią) to unieważnienie sakramentu. To nie jest jednak tożsame z rozwodem ani nie zależy wyłącznie od woli małżonków. Szczegółowo pisałem o tym ponad trzy lata temu (“rozwód kościelny”).
I rozwód, i separacja, oznaczają rozkład małżeństwa, czyli ustanie więzi emocjonalnej i intymnej oraz gospodarstwa domowego (to ostatnie w dużym uproszczeniu oznacza, że “każde żyje na własny rachunek”). Różnica jest taka, że rozwód jest z założenia zjawiskiem trwałym, to znaczy, że małżonkowie nie widzą możliwości odbudowy związku i jest to sytuacja obiektywnie dość łatwa do zaobserwowania.
Co się składa na trwałość rozpadu, to osobny temat, ale w tym miejscu wystarczy poprzestać, że w praktyce w przeważającej mierze jest to ocena samych małżonków. Dodam, że z reguły akurat w tej kwestii rzadko zdarza się spór. Kiedy ludzie stają już przed sądem rozwodowym, rzadko mają wątpliwości co do tego, czy ich związek się rozpadł i czy jest to sytuacja nieodwracalna. Pytania sądu mają upewnić ich i sąd co do tego, że tak jest. Oprócz pytania zainteresowanych o ich własną ocenę sąd ustala, czy małżonkowie mieszkają razem albo czy rozpoczęli nowy związek.
W przypadku separacji rozkład pożycia nie ma cechy trwałości. I tu znowu w grę wchodzi przede wszystkim ocena własna. Jeśli małżonkowie nie uważają, że ich relacja rozpadła się całkowicie, widzą możliwość powrotu do siebie albo mają wątpliwości, czy decyzja o charakterze prawnym jest ostateczna pomimo głębokiego kryzysu związku, to są podstawy do separacji.
Poza tym skutki separacji są takie same jak rozwodu, czyli przede wszystkim ustanie majątkowej wspólności małżeńskiej i brak dziedziczenia. Separację wpisuje się nawet do aktów stanu cywilnego. Zostaje samo małżeństwo oraz konieczność uregulowania opieki nad dziećmi (jeśli są dzieci).
To jak jest sens przeprowadzać separację? No właśnie. Z separacją wiążą się dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, złożona sytuacja w sytuacji faktycznego rozstania, prób powrotu, a potem decyzji o rozwodzie. Po drugie, kwestie procesowe, tj. postępowanie przed sądem.
Skoro separacja oznacza ustanie więzi małżeńskich, to logika podpowiada, że każde z małżonków może spotykać się z innymi osobami, wyprowadzić się, generalnie – żyć po swojemu. Stawia to pod znakiem zapytania sens separacji, bo jeśli rozseparowani małżonkowie mieliby kiedyś do siebie wrócić (rozkład jest nietrwały), to trudno wyobrazić sobie taki powrót, jeśli okaże się, że przez parę lat separacji jedno z małżonków miało kilku partnerów. Można zrozumieć taką decyzję po tych paru latach separacji, ale jeśli taka sytuacja ma miejsce zaraz po orzeczeniu separacji, to od razu widać, że decyzja była błędna.
Odchodząc jednak od tak skrajnego przypadku, należy skupić się na dużo częstszych i mających większe znaczenie w orzecznictwie. Co zrobić, jeśli pomimo prób reaktywacji związku jedno z małżonków podda się i zacznie zachowywać się w sposób jawnie wrogi wobec współmałżonka? Jak to ocenić w kontekście ewentualnej walki o winę w rozwodzie? Separacja oznacza, że już doszło do rozkładu związku, a wina to przyczynienie się do… tego rozkładu! W praktyce należy uznać, że winą w rozwodzie nie będzie wówczas kwestia rozkładu, lecz wyłącznie przyczynienia się do jego trwałości. Czyli koncepcja, że zachowanie małżonka po separacji całkowicie pogrzebało szanse na odbudowę związku.
Podobnie ma się rzecz ze zdradą, o ile można to nazwać zdradą w ścisłym tego słowa znaczeniu. W końcu jeśli nastąpił rozkład pożycia, to pójście do łóżka z inną osobą nie powinno być piętnowane. Nie do końca, bo skoro po separacji małżeństwo wciąż trwa, to istnieje obowiązek wierności małżeńskiej. Jednak jeżeli o tej “zdradzie” wie drugie z małżonków i nie wskazuje jako przyczynienia się do rozkładu “rozwodowego”, to trudno oprzeć winę na tym zarzucie. Dużo jaśniejsza sytuacja jest wówczas, kiedy zdradzający małżonek ukrywał zdradę, a jednocześnie deklarował pracę nad związkiem. To jest wówczas “pełna zdrada”.
W praktyce sądy nie są aż tak drobiazgowe i traktują małżeństwo jako całość, zaś samą separację jako moment kulminacyjny kryzysu małżeńskiego. W efekcie analizują nie tylko to, co wydarzyło się od czasu separacji, ale także całą historię związku. I w sumie słusznie, bo skoro wcześniej nie zapadła ostateczna decyzja o rozwodzie, to znaczy, że jakaś swoista więź “ogólno-małżeńska” została zachowania i poddaje się badaniu przez sąd w sprawie o rozwód.
Natomiast realnym problemem jest kwestia czysto procesowa. Jakkolwiek zacznę od sytuacji bezproblemowej, czyli separacji bez orzekania o winie wobec bezdzietnych małżonków. Taką separację przeprowadza się na zgodny wniosek stron w mocno uproszczonym trybie. Ale poza tym przypadkiem reszta bywa problematyczna.
Może się bowiem zdarzyć, że jedno z małżonków chce rozwodu, a drugie – separacji. Co może zrobić sąd? Wszystko. Sąd ma prawo i obowiązek orzec w granicach żądania najszerszego, tzn. mającego jak najdalej idące skutki prawne. W tym przypadku jest to rozwód. To nie oznacza formalnie, że sąd musi orzec rozwód, bo teoretycznie mógłby orzec separację. Ale w praktyce trudno sobie wyobrazić, aby sąd uznał, że pomimo zdecydowanej deklaracji jednego ze współmałżonków, że nie widzi żadnej możliwości odbudowy związku, sąd niejako “na siłę” taką możliwość dostrzegł. Choć – jako się rzekło – jest to formalnie dopuszczalne. Jak potem taka możliwość będzie egzekwowana, nie sposób określić.
Jeśli zatem druga strona chce rozwodu, należy nastawić się na to, że dojdzie do rozwodu. Co jednak małżonka optującego za separacją nie pozbawia możliwości walki o winę. Sąd zresztą nie jest związany takimi żądaniami i winę orzeka według własnego uznania. Co innego wyrok bez orzekania o winie. Jakkolwiek dziwnie może to brzmieć, jest całkowicie dopuszczalna prawnie sytuacja, że jedno z małżonków chce rozwodu, drugie – separacji, oboje nie wnoszą o orzekanie o winie, więc sąd orzeka rozwód bez winy.
Tego rodzaju pułapki omijam jako prawnik rozwodowy.